
II Edycja (Dogrywka) – Szalony Kapitan
To było istne szaleństwo, kumulacja całego spektrum emocji i prawdziwa żeglarska przygoda! Już na kilka tygodni przed przyjazdem zarówno my jak i Uczestnicy, odliczaliśmy dni do tej wyprawy. Podobno najlepszą reklamą dla „sprzedającego” jest to, gdy Klient wraca. Tak było w przypadku Uczestników Pierwszej Edycji Lidera Na Fali, którzy już podczas majowego szkolenia zdecydowali, że chcą wrócić z nami na Mazury. I to jeszcze w tym roku! W ten oto sposób, wrześniową edycję rozpoczęliśmy od nieplanowanej wcześniej DOGRYWKI dla pierwszej grupy. Był to zupełnie inny wyjazd, niż poprzedni. Bez “spiny” czasowej, z większą przestrzenią na relaks, wypoczynek i czerpanie radości z żeglowania oraz doświadczania cumowania w mniej uczęszczanych miejscach i “spania na dziko”.
KAŻDY KONIEC JEST POCZĄTKIEM
Wyjazd rozpoczęliśmy od ogniska, grillowej kolacji i powitalnego drinka. Dużo wspominaliśmy, cieszyliśmy się, że ponownie możemy razem pływać i jednogłośnie ustaliliśmy, że Uczestnicy Pierwszej Edycji zostają Rodzicami Chrzestnymi naszego projektu. :) Dopóki “ogień ogniska” nie rozpalił naszych zmysłów zbyt mocno, zebraliśmy oczekiwania Uczestników i ustaliliśmy dokładny plan rozpoczynającego się wyjazdu, by chwilę później cieszyć się swoim towarzystwem i oddać się chwili.
Zaczęliśmy od składania grilla. Trener z zaciętością próbował wykazać się efektywnością w montażu…
…a siedmioro project-managerów mocno go motywowało, przekazywało informacje zwrotne i dodawało mu otuchy. :)
W końcu “projekt” zakończył się spektakularnym sukcesem i mogliśmy rozpocząć biesiadowanie oraz zabawę do późnych godzin nocnych.
Następny dzień zaczęliśmy zgodnie z planem, od podsumowania majowego kursu, wymianą doświadczeń we wdrażaniu nowych metod efektywności osobistej i umiejętności nabytych podczas szkolenia oraz listą tematów do dyskusji podczas wrześniowego żeglowania. To był miód na nasze serce dowiedzieć się, że Uczestnicy z powodzeniem stosują poznane techniki i narzędzia, których uczyliśmy się podczas pierwszego wyjazdu. Przez cały rejs rozmawialiśmy m.in. o planowaniu swojego czasu, pracy z kalendarzem, prokrastynacji i przyczynach odkładania na później oraz tym, jak sobie z nią radzić.
NOWE PORTY, MNIEJ GADANIA I WIĘCEJ ŻEGLOWANIA
Dalej było już tylko lepiej. Jeszcze więcej żeglowania niż za pierwszym razem, jeszcze więcej przechyłów i niesamowicie dużo pozytywnych emocji i wrażeń. Odwiedziliśmy nowe miejsca, pływaliśmy przy zachodzącym słońcu a wieczory spędzaliśmy na rozmowach i zabawie, głównie przy grillu lub ognisku.
Po wypłynięciu w jezioro, nasi Uczestnicy szybko przejęli ster i pamiętając lekcje Kapitana z pierwszego wyjazdu, bez większych trudności, samodzielnie prowadzili jacht. Radości z żeglowania i czerpania przyjemności z uroków tego sportu nie było końca.
Wkrótce dopłynęliśmy do portu w Węgorzewie i udaliśmy się na obiad.
Po obiedzie obejrzeliśmy mecz Polska : Kazachstan. Niezadowoleni z wyniku, postanowiliśmy wziąć sprawy w swoje ręce i przesądzić o awansie naszej drużyny do Mistrzostw Świata. Rozgrywki były tak emocjonujące, że aby zagrać mecz “ostatniej szansy”, sponsorzy musieli szukać kasy w najgłębszych zakamarkach portfeli.
Następnego dnia po śniadaniu wyszliśmy w jezioro i obraliśmy kierunek na urokliwy Zimny Kąt – drugi z nowych punktów naszego programu. Pogoda sprzyjała, więc chcąc wycisnąć z tego dnia maksimum, pływaliśmy do samego zmroku a naszą łódź cumowaliśmy w zupełnych ciemnościach z użyciem latarek. Nie zabrakło też amatorów kąpieli w jeziorze. :)
Niebo tej nocy nagrodziło nas pięknymi widokami. To były magiczne chwile w magicznym miejscu.
Najbardziej zatwardziali pasjonaci wędkowania, od wczesnych godzin rannych próbowali “upolować” coś na śniadanie.
Zimny Kąt, to jedno z tych miejsc, do których chce się wracać i które nigdy się nie znudzi.
Naszym Uczestnikom postój na noc w tym miejscu tak bardzo przypadł do gustu, że zamiast wracać tego dnia do macierzystego portu, postanowiliśmy zmienić plan i przeżyć jeszcze jeden nocleg “na dziko”. Po spędzeniu kolejnego dnia na jeziorze, znaleźliśmy miejsce do cumowania, nazbieraliśmy chrustu na ognisko i oddaliśmy się pieczeniu kiełbasek oraz ziemniaków.
Niektórzy z członków załogi byli tak zachwyceni urokiem tego miejsca, że postanowili wstać wczesnym rankiem, by podziwiać piękno wschodzącego słońca.
BUNKRY, U-BOOT I WIEŻA WIDOKOWA
Jednyn z punktów programu “Dogrywki” było zwiedzanie bunkrów dowództwa wojsk lądowych Wermachtu w czasie II Wojny Światowej w Mamerkach.
Spacer rozpoczęliśmy od zwiedzania bunkrów i schronów dla czołowych głów państwa niemieckiego w tamtym czasie. Było to jedno z najważniejszych centrów dowodzenia III Rzeszy.
Schrony zostały zaprojektowane przed wojną przez samego Adolfa Hitlera, więc nie mogło zabraknąć mrożącej krew w żyłach komnaty przesłuchań samego wodza.
Obejrzeliśmy rekonstrukcję prawdziwej łodzi podwodnej…
I wspięliśmy się na trzydziesto-ośmio metrową wieżę widokową, by móc podziwiać uroki pięknej mazurskiej przyrody.
Po zakończeniu zwiedzania, wróciliśmy na jacht i ponownie wypłynęliśmy w jezioro.
SZALONY KAPITAN
Nastroje dopisywały od samego początku wyjazdu, ale to co miało się wydarzyć niebawem, nie śniło się nawet najbardziej głodnym wrażeń. Drugiego dnia, kiedy słońce powoli zbliżało się do linii horyzontu, nasz Kapitan nagle zaczął dprawiać swój “taniec wilka morskiego”…
…by chwilę później dostarczyć załodze potężnej dawki emocji, oraz niezapomnianych wrażeń.
Wszedł w “wyższy stan medytacji”, nawiązał kontakt ze swoją intuicją, by móc pływać nawet z zamkniętymi oczami. :)
Niektórzy członkowie załogi w pewnym momencie zwątpili w umiejętności Kapitana i zaczęli negocjować z “szefem wszystkich szefów” przetrwanie. Ale Kapitan nie odpuszczał i gnał przed siebie, w kierunku zachodzącego słońca…
SZALONY FOTOGRAF
Fotograf, to druga rola trenera podczas naszych wypraw. Podczas wszystkich wyjazdów często ćwiczy jogę jachtową i sztukę cyrkową ryzykując własnym życiem, żeby uwiecznić najlepsze momenty i aby Uczestnicy mogli otrzymać po wyjeździe pamiątkę w postaci wysokiej jakości zdjęć.
Jak przystało na szalonego fotografa, nie mogło zabraknąć też miejsca na dobre selfie. Przez chwilę poczuł się niczym Jack Dawson z Titanica…
Ale zaraz, zaraz… Gdzie podziała się Rose? :)
“Czymże jest życie, jeśli nie szeregiem natchnionych szaleństw? – Trzeba tylko umieć je popełniać! A pierwszy warunek: nie pomijać żadnej sposobności, bo nie zdarzają się co dzień.”George Bernard Shaw
KAŻDY POCZĄTEK JEST KOŃCEM
Ostatniego dnia, pełni pozytywnych wrażeń wyruszyliśmy w kierunku macierzystego portu, by zakończyć wyjazd, zrobić pamiątkowe zdjęcie i oczekiwać na pojawienie się Uczestników II Edycji Lidera Na Fali.
Dziękujemy za ten wspólnie spędzony czas i życzymy pomyślnych wiatrów w podróży zwanej “życiem”.
Do zobaczenia i NIECH MOC BĘDZIE Z WAMI! ;)
Mariusz i Bartek